Recenzja filmu

Kolorowe wzgórza (2010)
Carlos César Arbeláez

Futbolowa wojna

Film Arbeláeza wznosi się ponad przeciętność nie dzięki morałom, lecz czułemu  i szczeremu portretowi chłopięcej przyjaźni.
O tym, że okrucieństwo świata najlepiej jest pokazywać oczyma najmłodszych, wiedział chociażby Andriej Tarkowski, kręcąc w latach 60. "Dziecko wojny". Nic tak nie wzrusza i szokuje jednocześnie jak śmierć zderzona z niewinnością.  

Na "Kolorowych wzgórzach" można znaleźć i jedną, i drugą. Kilkuletni chłopcy grają w futbol nowiutką piłką. Są radosne okrzyki i celne podania, a w powietrzu unosi się duch rywalizacji. W pewnym momencie piłka wpada jednak na pole minowe. O tym, jak wyglądają skutki spotkania z umieszczonymi w ziemi ładunkami  wybuchowymi, dowiaduje się pewna pechowa świnka. Obrazy eksplodującej wieprzowiny mają niewiele wspólnego z wcześniejszym "joga bonito". Stanowią za to dosadny symbol rzeczywistości, w jakiej przyszło żyć bohaterom. Starzy stali się mięsem armatnim dla kolumbijskiej partyzantki i wojskowej junty. Młodzi muszą się temu przyglądać.

Póki co rewolucja nie interesuje małoletnich bohaterów. Świat skrywa dostatecznie dużo tajemnic, a piłka nożna dostarcza satysfakcji i adrenaliny. Być może już niedługo zamienią się w bandę Chrystusów z karabinami na ramionach, którzy – zamiast mierzyć do bramki – będą celować we wrogów. Ten bezczas, stan zawieszenia między "teraz" a "jutro" reżyser Carlos César Arbeláez próbuje oddać, panoramując  lasy oraz góry otaczające wioskę, w której mieszkają chłopcy. Wojny i konflikty przeminą, a natura będzie trwać w nieskończoność. Jak wiadomo, poetycka aura sprzyja upraszczaniu wszelkiej maści  problemów.

Film Arbeláeza wznosi się ponad przeciętność nie dzięki morałom, lecz czułemu  i szczeremu portretowi chłopięcej przyjaźni. Wśród młodych piłkarzy nie mogło zabraknąć zarówno wyszydzanego z powodu koloru skóry okularnika, jak i dzieciaka mającego kłopoty w domu.  Obaj cierpią i niewiele rozumieją z rozgrywającej się dookoła nich zawieruchy. Dzieciństwo Manuela i  Juliana skraca się proporcjonalnie do kurczącej się liczby miejsc, w których mogą się bawić.

Zdaję sobie sprawę, że więcej osób wdycha u nas "kolumbijski pył", niż ogląda kolumbijskie filmy. Myślę jednak, że śmiałkowie, którzy pofatygują się na dzieło Arbeláeza, nie będą żałować. "Kolorowe wzgórza" porastają zarówno śmiech, jak i łzy, czyli towary pożądane od zawsze w mrokach sali kinowej.
1 10 6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones